Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Nysa
"CIOCIU, MAM RAKA"

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
Po siedmiu latach od zakończenia terapii, rodzice dzieci walczących z rakiem zaczynają oddychać z ulgą. Puszcza powoli żelazna obręcz, która ich ściska przy każdych kolejnych badaniach kontrolnych. I gdy po takim czasie słyszą jednak słowo „wznowa”, to grunt usuwa im się spod nóg. Bo przecież nie tak miało być.


Dziewięcioletnia Julia Szeremeta, podopieczna fundacji "Na Ratunek Dzieciom z Chorobą Nowotworową" jest niezwykle rezolutna. Przedstawienie w klinice? Ważny gość na oddziale? Proszę bardzo – Julia już na pierwszym planie. Wręcza laurki, recytuje wiersze, śpiewa piosenki. Ale Julia nie tylko dojrzale reprezentuje maluchy z kliniki onkologicznej Przylądek Nadziei we Wrocławiu. Ona też doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak ciężko jest chora. Ale mimo to uśmiecha się od ucha do ucha, jakby na przekór chorobie. Neuroblastomie, która życie jej i jej rodziców postawiła na głowie już drugi raz.

Julka wszystko rozumie. Nie pozwala wychodzić mamie na korytarz, gdy ta chce porozmawiać na osobności z lekarzem. Domaga się pełnej informacji. Chce wiedzieć, co ją czeka, jak specjaliści oceniają jej stan.

– Nie da się nic przed nią ukryć – opowiada mama dziewczynki, Aneta Bencar. – Ona potrafi nawet wyłapać, gdy lekarze zmieniają jej chemię i zaczynają podawać nowe leki. Od razu zaczyna dopytywać, dlaczego, co się stało.

Julka chce wiedzieć

Dziewczynka wszystko chce wiedzieć, ale nie protestuje przeciwko leczeniu. I nawet mama mówi, że to, że Julia jest taka bystra, pomaga w terapii. Bo gdy tylko uda się ją przekonać dobrym argumentem, to ona na wszystko się zgadza. Łyka tabletki, godzi się na bolesne kłucie. Wie przy tym doskonale, z jak trudnym przeciwnikiem się zmaga. Wie, że to rak.

– Ostatnio odwiedziła nas moja siostra, która przyjechała do Julki specjalnie z Wielkiej Brytanii. A ona ją powitała od progu słowami „ciocia, ja mam raka” – opowiada pani Aneta. I choć w jej oczach błyszczą łzy, to widać w niej ogromną determinację. Bo już drugi raz stają razem do ogromnie trudnej walki.

Julia ma dziś 9 lat. I pierwszej historii swojej walki zupełnie nie pamięta. Pierwszy raz zachorowała na raka, gdy miała 9 miesięcy. Była malutka, więc nie mogła powiedzieć, że coś ją boli. Ale z dnia na dzień słabła, a brzuszek robił się coraz większy. Wtedy mieszkała w Wielkiej Brytanii i leczyła się w Londynie. Po roku udało się pokonać chorobę. Na długi, długi czas.

Walczą drugi raz

Najtrudniejszych jest pierwszych pięć lat po zakończonej terapii. To wówczas rak może wrócić w każdej chwili. Gdy mija ten czas, to w rodzicach wszystkich dzieci walczących z rakiem, rodzi się nadzieja, a czasem i pewność, że tą straszną historię mają już za sobą. I tak też było w przypadku Julii. U niej minęło ponad 6,5 roku, gdy koszmar zaczął się od początku. A przecież dziewczynka była cały czas pod opieką lekarzy. Raz w roku była dokładnie badana. Podczas ostatniej kontroli wszystko było w porządku. Wyniki były wzorcowe. A potem, z dnia na dzień, sytuacja zmieniła się diametralnie. Najpierw Julkę zaczął boleć brzuch. Wtedy rodzicom nawet przez myśl nie przeszło, że znów uderzyła neuroblastoma. Choć pani Aneta czuła, że dzieje się coś złego. Nie dawała jej spokoju gorączka, która nagle dopadała Julię. I ten ostry ból brzuszka.

– Pewnego dnia zadzwonili do mnie ze szkoły, że Julia bardzo źle się czuje. A potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Kolejne badania: USG, tomograf i pierwsza wzmianka o tym, że to chyba wznowa. Była jeszcze chwila nadziei, bo po biopsji wynik był niejednoznaczny. Ale niestety powtórka badania pokazała, że choroba znów rozgościła się w naszym życiu – opowiada mama dziewczynki.

Bransoletki na raka

Teraz najważniejsza jest operacja. Przy diagnozie guz miał ponad 5 centymetrów średnicy. Rósł błyskawicznie i szybko okazało się, że nie da się go od razu usunąć. Teraz Julka przechodzi bardzo ciężką chemioterapię, która ma zmniejszyć guza tak, żeby chirurdzy mogli go bezpiecznie usunąć. Ale najprawdopodobniej nie uda im się uratować prawej nerki.

– Ale najważniejsze, żeby mieć już tą operację za sobą – mówi jej mama. Potem dalej będą planować z lekarzami leczenie. Ale już wiedzą, że czeka ich nie tylko długa, ale i bardzo kosztowna walka. Dlatego już teraz zaczęli zbierać pieniądze, żeby mieć oręż do walki z chorobą. A za nimi stoi cała armia dobrych dusz, które wspierają ich na każdym kroku.

– W akcje na rzecz Juleczki zaangażowali się nawet nasi byli sąsiedzi z miasteczka w Wielkiej Brytanii. Pamiętali o nas i zaczęli działać. W polskich sklepach sprzedają bransoletki, a cały dochód z nich trafi na rzecz Julii – opowiada wzruszona mama. O dziewczynce pamiętają też jej koleżanki ze szkoły. Na przerwach między lekcjami dzwoni do szpitala nauczycielka Julii i po kolei oddaje słuchawkę przyjaciółkom z jej klasy. Chichotom i opowieściom nie ma końca, a Julii aż rumieńce wracają na buzię, gdy może wrócić choć na chwilę do szkolnej rzeczywistości. Ale marzy o tym, żeby wyjść ze szpitala i już nigdy do niego nie wracać. Jednak żeby było to możliwe, potrzebna jest pomoc każdego z nas. Wystarczy w swoim zeznaniu podatkowym wpisać KRS 86 210 i pomóc Julii wygrać z chorobą.



MR



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Poniedziałek 20 maja 2024
Imieniny
Bazylego, Bernardyna, Krystyny

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl