Pod koniec marca, 21-letni mieszkaniec Głuchołaz wybrał się na Kopę Biskupią razem ze swoim kolegą. Mężczyźni nie byli jednak przygotowani do zimowych warunków panujących na szczycie. Nie mieli odpowiedniego obuwia, stroju i zabezpieczenia. W pewnym momencie, 21-latek poślizgnął się i uderzył głową w kamienie. Stracił przytomność. – Świadkowie zdarzenia powiadomili o wszystkim pogotowie ratunkowe – relacjonuje Cezary Zaborski, rzecznik prasowy Śląskiego Oddziału Straży Granicznej. – Dyspozytor pogotowia w Głuchołazach podjął decyzję o wysłaniu na miejsce ratowników. Zdawał sobie jednak sprawę, że dojazd karetki pogotowia bezpośrednio do miejsca zdarzenia jest niemożliwy i minie zbyt dużo czasu zanim ratownicy dotrą pieszo do poszkodowanego. Dlatego zwrócił się o pomoc do straży granicznej. Zaborski przypomina, że straż już wcześniej udzielała w takich sytuacjach wsparcia pogotowiu ratunkowemu. – Teraz jednak prowadzimy wiele działań w głębi kraju, dlatego możemy mówić o dużym szczęściu, że nasz samochód akurat był w pobliżu – mówi.
Terenowy land rover straży granicznej dojechał do podnóża Kopy Biskupiej, skąd zabrał ratowników medycznych. W ciągu około 10 minut dotarli na miejsce zdarzenia. – Mężczyzna nadal był nieprzytomny – mówi Zaborski. – Miał mocno poranioną twarz, podejrzewano wstrząśnienie mózgu. Po udzieleniu pierwszej pomocy, poszkodowanego turystę przetransportowano samochodem Straży Granicznej do podnóża góry. Stamtąd karetka pogotowia zabrała go do szpitala w Nysie. Przykładów współdziałania straży granicznej i pogotowia ratunkowego jest więcej. 31 grudnia 2007 roku, niebezpiecznego upadku doświadczył 57-letni mieszkaniec Wrocławia. Wykorzystując posiadany sprzęt transportowy, straż graniczna pomogła w akcji ratowniczej i dowiozła ekipę karetki pogotowia na miejsce zdarzenia. Potem bezpiecznie zwiozła wszystkich do podnóża góry.